Julia Król, Pasyjka
Galeria „GAOS”, VI piętro CSU.CI
Zapraszamy na wernisaż, który odbędzie się 9 kwietnia o godz. 18:08 w Galerii GAOS, w CSU.CI.
Polska to kraj katolicki.
I już słyszę głosy oburzenia apologetów laickości, że konstytucyjny rozdział kościoła od państwa, że wolność sumienia i wyznania, że wieki hegemonii Kurii Rzymskiej, że ciemnogród, średniowieczne przesądy. Prawda to, jednak tylko po trosze.
Jakby nie patrzeć jesteśmy od circa tysiąca lat związani z kulturą łacińską i to z całym dobrodziejstwem inwentarza. Kody kulturowe związane z kościołem katolickim są nierozerwalnie wszyte w całą naszą kulturę i ikonosferę i ot tak wyrugować i usunąć się ich po prostu nie da. Zdają sobie sprawę z tego wszyscy z obydwu stron sporu Kościół – laickie państwo, zarówno katoliccy ortodoksi jak i zaprzysięgli ateusze, w tym niżej podpisany.
Doskonale z mocy pradawnej symboliki zdawali sobie sprawę ojcowie kościoła, pozostawiając co poniektóre elementy dawnych praktyk, zawłaszczając je i bezceremonialnie adaptując na potrzeby nowego kultu.
Nie inaczej stało się też z tradycją wotywną. Zwyczaj składania bogu/bogom cennych ofiar w intencji bądź też podzięce za nadprzyrodzoną protekcję jest tak samo stary, jak wszelkie przejawy kultów religijnych. Jednak to w kościele rzymskim tradycje wotywne wyewoluowały w formę szczególną. Ofiarowano więc świętym protektorom symboliczne wyobrażenia doznanych bądź oczekiwanych łask, przedstawienia uleczonych organów i narządów, doznanych wsparć. A wszystko to udatnie wyrobione przez zręcznych artystów – rzemieślników, z użyciem szlachetnych kruszców i innych cennych tworzyw. Ot tak, żeby nie pozostawić wątpliwości co do hojności i wdzięczności darczyńcy, prawie zawsze eksponowane w najbardziej prestiżowych miejscach świątyń, często z opisem celu i personaliami ofiarodawcy wotum. Bóg wszakże zna wszystkie nasze intencje, jednakowoż nie bliźni.
Ową wotywną estetykę wykorzystała w swojej najnowszej wystawie Julia Król. Inspiracje darami wotywnymi są u autorki pretekstem do zabawy formą i materiałami klasycznymi, jak metal, kamień czy ceramika, ale także mniej oczywistymi, biorąc pod uwagę jej tematykę, jak naturalne włosy, parafina, czy nawet nie do końca spożytkowane kostki mydła. I choć religijne wyobrażenia sąsiadują z zupełne organicznymi formami nie odczuwa się w nich żadnego zgrzytu czy też dysonansu. Tradycyjne formy, wykonywane z repusowanej blachy świetnie współgrają ze swoimi odpowiednikami z włosów zaplecionych w krucyfiks.
Sacrum i profanum igrają ze sobą. Jednakowoż bez cienia blasfemii.
Jest bowiem w pracach artystki jakaś, rzekłbym, dziecięca radość, niewinność i witalność. Coś, co prawdopodobnie mogło by wywołać zgorszenie i gniew rodzimych talibów, w wykonaniu Julii ma w sobie nieskrywaną lekkość i świetlistość.
A, że czas mamy wiosenno – wielkanocny, odradzającej się przyrody i powracających nadziei, stąd też tytuł wystawy - „Pasyjka”. I w odróżnieniu od prawdziwej Pasji nie należy brać jej w śmiertelnie poważnym tonie. Wszakże wszystkie prace Julii powstały z elementów, które tworzą nas, naszą planetę, cały Wszechświat. Są jego cząstką i nic ponad.
Paweł C. Zimnicki