Milczące Krajobrazy / Silent Landscapes
Zapraszamy do obejrzenia fotorelacji z wystawy prezentowanej w Sztuce na miejscu od 17 do 29 września oraz do przeczytania tekstu kuratorskiego.
Krajobraz to miejsce gdzie spotyka się prawda o świecie i o każdym z nas. Zwieńczenie wędrówki, bez względu
na to czy jest to wyprawa hen hen czy w głąb nas samych. A może tylko mała wycieczka tuż obok, wejrzenie w to co rozgrywa się dyskretnie, nieopodal. Czasem jak odcięta grubą kreską przeszłość, niekiedy milczące tu i teraz, albo romantyczne lub katastroficzne wietrzenie tego co nadejdzie. Każdy z nas ma pod powiekami tysiące krajobrazów. Mieszkają w nas długo, na zawsze albo przez chwilę, wymieniane na inne w ramach naszego „flanueurystycznego” podboju świata. Chcemy do nich wracać, zadomowić się w nich i czuć że nas przyjmują i czynią pełnymi wspólną symbiozę bytu miejsca i osoby. Lub odwrotnie – zostając obserwatorami stajemy się nieprzekraczalną granicą dwóch światów. Czasem zdarza się nam strawić życie na poszukiwaniu tego widoku, który nigdy nie ukaże się naszym oczom. Albo na próbie zapomnienia go.
W cyklu fotografii opuszczonych obiektów na Wyspie Manoela (Manoel Island) Anna Bujak zestawia i zostawia. Tworzy liryczne portrety fragmentów opuszczonej części wyspy, gdzie znajdują się historyczne budynki związane z jej (wyspy) przeszłością jako miejscem izolacji po epidemiach nawiedzających Maltę od końca XVI wieku aż po lata 30 XX wieku. W ogólnym klimacie popadania w ruinę, opuszczenia i bujności przyrody, która w sposób naturalny odzyskuje przestrzeń, pojawiają się nowe i nowe ślady potrzeby zapanowania nad krajobrazem, nadpisane już we współczesności na historyczno-naturalną tkankę wyspy. Przeplatając motywy trwożliwej, ale i sentymentalnej przeszłości zestawia pamięć z milczącą realnością. Miejsce pomoru, izolacji chorych na dżumę i cholerę wspominać można też jako przystań dla Lorda Byrona czy Alphonse`a de Lamartine, uważanego za pierwszego twórcę francuskiego romantyzmu. Opuszczone ruiny anektowane przez dziką roślinność – funkcjonują jako ostoje epokowych grafitti (najwcześniejsze pochodzi z 1681 r., a najpóźniejsze z 1947 r.). Artystka w Manoel Island wskazuje, że domeną krajobrazu z przeszłości, prócz zacierających się śladów, może być też ambiwalentna pamięć i historia.
Sentyment, a także połączenie perspektywy osobistej z globalną budują krajobrazy Aniko Herbert. Seria naczyń uniwersalnych, które zamieniają trucizny w eliksiry to próba zatrzymania pięknych wspomnień z dzieciństwa, magicznej symboliki wulkanu utożsamianego z początkiem Ziemi, wobec płynącego czasu, który nanosi nowe znaczenia i zaciera dawne. Autorka sięgnęła po archiwalne zdjęcia wulkanów, które zmieszane z arkuszami papieru stworzyły unikalną masę. Tak powstały formy centralne kolaży, które łączą uniwersalną symbolikę witalności wulkanicznego żywiołu z intymnym światem osoby, dla której doniczki, wazy i wazony mają wyjątkowe znaczenie, budowane na archetypach dzieciństwa, familiarności, przyrody. Nieduże przedstawienia będące soczewką świata, z którego każdy z nas może wyzyskać własny, intymny skrawek, symbolizują ślady czasu i ulotności oraz „wybuchowej” zmiany w obiektywnym przepływie życia
Obraz Huberta Bujaka, zwraca uwagę na konkretne miejsce i może też zdarzenie. Dominujący w jego płótnie, malowany z rzeźbiarskim rozmachem kurhan zawłaszcza perspektywę, zamyka widnokrąg, a tym samym otwiera dyskusję o umiejscawianiu w krajobrazie społeczno-kulturowym pewnych opok. Jego Stonehenge oplecione taśmą ostrzegawczą zmienia oblicze nie tylko danego miejsca, ale też wyobrażenia o nim. W pracy Bujaka pytanie o krajobraz staje się pytaniem o działalność człowieka.
Ciekawe doświadczenie w tym zakresie proponuje Andrzej Rafałowicz, autor niedużego obrazu przedstawiającego krzyż, gwiazdę, a najpewniej ich hybrydę. Motyw mocno obudowany znaczeniem, oparty o symbolikę miejsc, końca i początku życia, porusza się w swoistym wymiarze transcendentności. Autor prowokuje tu pewne „pomiędzy”, zapraszając do dyskusji o komplementarności, kontynuacji, przekraczania światów lub asymilacji. Fotografia, na której zestawia to co sztuczne bo ludzkie (obraz, wyłożoną kaflami ścianę) z tym co naturalne i w tym znaczeniu ponadludzkie (bujną roślinę która burzy ten podział i jakiś porządek) jest tak naprawdę odbiciem opozycji gruntującej nasz ogląd świata. Autor mówi też o żałobie po bliskiej osobie, która odeszła, zniknęła, stała się czymś poza fizyczną reprezentacją. W tym kontekście krajobraz budowany jest przez osobiste doświadczenie – zarówno fakt, jak i przeżycie. Obecność/brak osoby obiektywnie i fizykalnie nieznacząco wpływa na uniwersum, ale może zakrzywić osobistą rzeczywistość. Utrata najbliższych jest jednym z najtrudniejszych doświadczeń życiowych i dekonstruuje dotychczasowe relacje ze światem, poczucie rzeczywistości i własnego „ja”.
Innym przykładem rozważań i projekcji jednostkowej perspektywy na szerszą rzeczywistość jest
minimalistyczna wypowiedź Marcina Michalaka pt. Nasze kochane miasto, abstrakcyjnie i sarkastycznie komentuje nie tylko brzmienie jego przedwojennej nazwy Breslau, ale przede wszystkim – zmianę perspektywy, która w tej historii wydarzyła się niejednokrotnie. Autor sięgając po element drewnianej obudowy pianina pochodzącego z niemieckiej wówczas fabryki żongluje optyką, komplikując przekaz o kolejny poziom wyabstrahowania. To opowieść o tym, jak miejsce staje się zakładnikiem – w tym wypadku zwycięzcy. To także opowieść o mentalnym zawłaszczaniu przestrzeni, budowaniu krajobrazu słowami i symbolicznej jego destrukcji. Emblemat buduje desygnat, znaczące staje się znaczonym, signans est signatum. Dzieje miasta zamknięte niczym w drewnianej szkatułce, dumnie złożone, jak nadzieje każdych nowych mieszkańców, w dostojnie brzmiącej nazwie, która mówi niewiele, ale wiele znaczy.
Skrawki rzeczywistości powstałe ze ścinków papieru, wyzierające z obiektów-obrazów Moniki Grobel uzupełniają dyskurs o innego rodzaju refleksję. Podobnie, jak w poprzednim przypadku pojawia się pytanie o ideę i życie przedmiotów, rozpoczętych i zakończonych opowieści, ale tutaj narzuca się też – zapewne za sprawą bogatej formy „obrazu” – namysł nad obrzędowością nadmiaru.
Wymownymi znaczeniami umeblował przestrzeń Jozef Suchoža. Stół stał się rytualnym „centrum świata”, a (utrwalona na zdjęciu) cała instalacja – stykiem fizycznej rzeczywistości obiektywnej z wewnętrznym wymiarem człowieka. Swoista mitologia zbudowana z nawarstwionych przedmiotów i znaczeń oprócz refleksji kosmogonicznej przynosi również inne pytania – o sensowność, celowość, samozrozumienie człowieka. Samo stawianie tych pytań nie świadczy o kryzysie człowieczeństwa.
Na koniec warto zadać pytanie dlaczego krajobrazy są milczące? Bo stawiają więcej pytań niż dają odpowiedzi? Bo dotyczą miejsc opuszczonych, które odnajdujemy w otaczającym świecie i w sobie? Czy może dlatego, że to wymowne (nie)dopowiedzenie sugeruje, by spojrzeć na przedstawienia właśnie jako takie – bezgłośne i milknące.
Wystawa Silent landscapes milcząco przeszła do historii. Ta z kolei, rządząca się przypadkiem, absurdem i nieprzewidywalnością, stała się finalnie całkiem nieoczekiwana. Wyczekując otwarcia, milcząco przyjęliśmy (do wiadomości) krytyczną falę powodziową, która wcześniej niestety drastycznie odmieniła krajobrazy wokół nas.
Justyna Teodorczyk
Artyści i artystki: Andrzej Rafałowicz PL, Aniko Herbert HU, Anna Bujak PL, Hubert Bujak PL, Jozef Suchoža SK, Marcin Michalak PL, Monika Grobel DE
Kuratorka: Justyna Teodorczyk
Fotorelacja: Anna Bujak