Przejdź do treści

" Ładne sztuki "...czyli ...

Ogłoszenie
Opublikowano 28 gru 2010

studentki IV roku malarstwa : Sonia Ruciak, Natalia Karasińska, Albertyna Kacalak i Katarzyna Pulit - Binkowska już wkrótce w Galerii U

Wernisaż wystawy „ Ładne sztuki " Galeria U

Wrocław, Ul. Jedności Narodowej 93

( piątek)14.01.2011

Godzina 18 00

Sonia Ruciak, Natalia Karasińska, Albertyna Kacalak i Katarzyna Pulit - Binkowska są studentkami IV roku Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Ich obrazy powstają pod czujnym okiem profesorów - Stanisława Kortyki w przypadku Soni i Natalii i oraz Janusza Jaroszewskiego jeżeli chodzi o Albertynę i Katarzynę. Te cztery dziewczyny reprezentujące różne podejścia do malarstwa postanowiły skonfrontować ze sobą swoje prace. W tym celu związały się nieoficjalnie w grupę i postanowiły wspólnie zaprezentować szerszej publice swoje dokonania. Wystawa "Ładne sztuki" stawia kilka pytań wynikających z samej nazwy: czy prezentowane obrazy będą ładne? Czy autorki to ładne sztuki?

Robienie wystaw jest niejako wpisane w życie malarza – twórcy. Jest to sztuka niełatwa i dlatego naukę konfrontacji z widzem młody początkujący człowiek, który chciałby w przyszłości zostać artystą, powinien zaczynać możliwie szybko. Nic tak nie uczy jak sprawdzanie siebie w warunkach „frontalnych". Bardzo dobrze więc, że grupa czterech malarek – studentek IV roku z pracowni prof. S. Kortyki i prof. J. Jaroszewskiego zdecydowała się na ten odważny krok.
Dwie z nich: Katarzyna Pulit-Binkowska i Albertyna Kacalak to studentki prof. J. Jaroszewskiego. Malarstwo obu można zaklasyfikować do szeroko rozumianej figuracji, ale oto prawie jedyne, co można powiedzieć o obrazach młodych malarek wspólnego, bowiem światy, które na nich oglądamy, stworzone zostały przez dwie bardzo wrażliwe, inteligentne, ale przede wszystkim bardzo różniące się od siebie osobowości, które już posiadają cechy malarskiej dojrzałości.
Kasia i Albertyna, odkąd je znam, zawsze starały się wsłuchiwać w swoją wrażliwość nie oglądając się na innych. Wydaje się, że na razie obroniły własną odrębność. Oczywiście zostało to okupione niezliczonymi próbami, często nieudanymi. Obie od dawna wiedzą, że inna droga do artystycznej dojrzałości po prostu nie istnieje.

KATARZYNA PULIT-BINKOWSKA

Zawsze wiedziała, co chce namalować, ale na początku nie bardzo orientowała się, jak to zrobić. Na I roku nie była w grupie najbardziej utalentowanych – to upór i systematyczna praca połączona z inteligentnym słuchaniem korekt, postawiły ją dziś w grupie najciekawszych postaw wśród studentów lat starszych naszej Akademii. Jej obrazy opowiadają o człowieku, który jest uwikłany w pułapki swojej własnej psychiki. Paradoksalnie najciekawszym tego typu studium są obrazy, gdzie figury ludzkiej brak. Zamiast niej obcujemy z opuszczonym przez człowieka pomieszczeniem i tylko domyślamy się jego egzystencji zdradzanej jedynie przez stojące samotnie stoły i krzesła.
Jednak najczęstszym bohaterem obrazów Kasi jest człowiek. Muszę przyznać, że wprowadza go ona do tych pustych pomieszczeń z coraz większą zręcznością („Poczekalnia", „Rodzeństwo", „Para"). Duch egzystencji człowieka unosi się i z tych kompozycji bardzo intensywnie. Wszystko w nich ma znaczenie symboliczne – to kieruje nasze myśli w stronę malarstwa E. Muncha i też w jakimś stopniu J. Ensora.
Warstwa malarska jest z pozoru niedbała i szkicowa, to świadomy zabieg - środki wyrazu, dobrane są perfekcyjnie do tych klimatów. Nie jest łatwo osiągnąć efekt, „niedbałości" w malowaniu, aby ta ujawniła się nie jako brak umiejętności, lecz świadomy zabieg budujący nastrój mocno powiązany z tematyką malarstwa. Katarzynie się to udało.

ALBERTYNA KACALAK Maluje z niezwykłą łatwością i radością, takimi jakie są przypisane dzieciom. Z tą różnicą, że ona jest w pełni świadomym malarzem, który zaczyna wchodzić w etap profesjonalizmu. Na tym podobieństwa do dziecięcej twórczości się nie kończą, wydaje mi się, że niektóre z jej obrazów inspirowane są z plastyką najmłodszych. Jeżeli nie bezpośrednio to przez Jeana Dubufeta, którego malarstwo miało i chyba ma znaczny wpływ na młodą malarkę. Gdybym miał jakoś określić rodzaj figuracji, który Albertyna obecnie wypracowuje, to najbliżej temu malarstwu jest do Art Brut, właśnie. Wskazując ten kierunek i jego propagatora ze jego malarstwem, chciałbym zaznaczyć, że inspiracja ta jest głęboko przemyślana i bardzo mocno przefiltrowana przez „wnętrze" autorki, nie ma tu mowy o jakimkolwiek naśladownictwie.
Na te obrazy trzeba patrzeć ze szczególną czujnością, bowiem oferują one niezapomnianą ucztę dla oka. Odnajdujemy w nich niemalże wszystkie elementy malarskiej kuchni. Biegłość z jaką autorka nimi tasuje świadczy o jej bardzo rozwiniętej świadomości plastycznej.

Życzę Albertynie, aby w przyszłości nigdy nie utraciła ze swej radości malowania. I pragnę przypomnieć jej jak i pozostałym uczestniczkom wystawy w Galerii U, że malarz powinien przede wszystkim malować.

Michał Marek
ASP Wrocław

„Obraz, mapa…ścieżki nieodkryte" Malarstwo Natalii Karasińskiej
Kompozycje przypominające rzuty widziane z „lotu ptaka", zawiłe układy, porządkujące płaszczyzny obrazu, budujące wyrafinowane rytmy pionowe i poziome, ukośne, przecinające się lub nie. Rytmy tworzą napięcia, stopniują je, zagęszczając się, bądź dając lekkość kompozycji przez odniesienia kilku punktów. Obrazy Natalii Karasińskiej posiadają głębie gamy kolorystycznej, podporządkowanej układowi rytmów. Są to głównie chłodne tony gamy monochromatycznej, doskonale nadające nastrój kompozycji, wskazując oglądającemu jak powinien podążać „zwiedzając" świat tych obrazów.
Dokąd nas zaprowadzi autorka w swoim odkrywaniu zawiłych, lub prostych ścieżek z rozmysłem zakomponowanych „map-obrazów" , zapisie własnych dróg, przebytych i tych nieodkrytych? Przekonajmy się oglądając bardzo interesujące malarstwo Natalii Karasińskiej.

„Zatrzymane chwile" o obrazach Soni Ruciak
Czy istnieją miejsca dające inspiracje do przedstawień w obrazach Soni Ruciak? Czy widz może poczuć się wciągnięty w ten świat? Świat pełen sączącej się ciszy, symboli, nastrojowości skłaniającej do refleksji nad samotnością, trwaniem, zapomnieniem… Oczywiście, istnieje taki świat. To kwestia obserwacji, umiejętność spojrzenia na prozaiczny temat jak opuszczone podwórka, delikatnie oświetlone fasady szarych kamienic, opustoszałe uliczki,okna, rzadko uczęszczane klatki schodowe, zapomniane miejsca pełne tajemnic, nieco wyblakłe, tęskniące za człowiekiem. Patrząc na te obrazy mamy poczucie żalu i tęsknoty za takimi „pejzażami", choć wokół ich wiele, to obrazy Soni przypominają nam o tym, rzucając inne światło na to co znajome, bliskie. Zamknięte w kadrze malują obraz, czy to z naszego dzieciństwa, z czasów młodości, lub tego czego się obawiamy. Te ujęcia-kadry posiadają pewną cechę uniwersalną, łącząc uczuciowość i estetyzacje, co przeradza się w obraz. Obraz w dobrym tego słowa znaczeniu. Nastrojowy, rygorystycznie podporządkowany wąskiej gamie kolorystycznej obraz, gdzie dominują błękity i szarości, posiadający cechy dobrego, przemyślanego malarstwa, począwszy od faktury, przez kolor, ciekawy temat, po swego rodzaju poetykę, która czasem dominuje w obrazie, lub ustępuje pola czysto formalnym decyzjom malarskim. Stajemy przed obrazami własnych tęsknot, wspomnień, niepowtarzalnych miejsc… Obrazy Soni Ruciak pomagają nam się oderwać od codzienności, banału, prozy życia. Życzę sobie i oglądającym wiele takich chwil.

Michał Sikorski
ASP Wrocław

Pozostałe aktualności