Przejdź do treści

Autopercepcje [Wzorowy żołnierz] autorstwa Rafała Warzechy

Ogłoszenie
Opublikowano 22 sty 2016

Wystawa galerii PHOTOZONA Dolnośląskiego Centrum Informacji Kulturalnej OkiS

Wystawa galerii PHOTOZONA Dolnośląskiego Centrum Informacji Kulturalnej OkiS

Autopercepcje [Wzorowy żołnierz] autorstwa Rafała Warzechy

Kurator wystawy: Agata Szuba
Galeria PHOTOZONA, 
Dolnośląskie Centrum Informacji Kulturalnej OKiS 
Rynek-Ratusz 24 / PARTER

Zabawy z tożsamością

Wzorowy żołnierz nie posiada właściwości, sprawdza się w każdej armii, w każdym rodzaju wojsk, w każdym mundurze. Autoportrety Rafała Warzechy, na pozór poczciwe w manipulacjach, okazują się wyjątkowo wyrafinowane, by nie powiedzieć perwersyjne, bowiem nie pozwalają na żadną konstatację. One tylko sugerują kierunek, bez możliwości orzeczenia.

Nałożenie portretów robionych na przestrzeni wielu lat nie pozwala na określenie wieku; młodzieńczość na niektórych jest dwuznaczna płciowo, zarost nieraz wygląda na sztucznie dorobiony (przecież dorabiał go późniejszy czas); kostiumy nie dają się sklasyfikować, nawet orzełek na czapce (najbardziej wyrazisty znak na wystawie) rozmywa się.

Wystają okulary. Wahają się między okularnikiem a żołnierską ochroną oczu. Uciekają przed jednoznacznością. Oczy zawsze wyraziste i jakby inteligentnie wnikliwe skłaniają do subtelnych interpretacji na temat zniewolonej przez reżim podmiotowości, ale też zniechęcają zaraz do tego stereotypu, bo na niektórych sugerują głupkowatość niezdary. Wszystkie autoprezentacje zaciekle bronią się przed konkretyzacją.

A więc żołnierz sprowadzony do cyfry żołnierstwa, wyprany z cech szczególnych? Żołnierz narzędzie ogólne, taki militarny wihajster? Może, ale chyba nie możemy być pewni takiego kierunku. Ta wystawa otwiera wszystkie możliwości i zawiesza je bez rozwiązania. Zachęca do dociekliwej gadaniny i natychmiast ją kompromituje.

Gry i zabawy z własną twarzą to zawsze ćwiczenia z tożsamości. Z tą natomiast problem jest natychmiastowy. To, co oglądam, nie jest bowiem tożsame z tym, co widzę. Jeśli sądzę, że to jest oto moja rzeczywista twarz, to oczywiście mam do pewnego stopnia wygodną i użyteczną rację. Ale przy bliższym wejrzeniu stwierdzić muszę, że jest to tylko myśl o mojej twarzy wywołana w mojej świadomości przez impuls na siatkówce.

Wyostrzając, mógłbym powiedzieć, że moja twarz nie istnieje, lecz wyłącznie moje wyobrażenie mojej twarzy wywołane impulsem światła, czyli elektromagnetycznymi drganiami o różnej częstotliwości, które absorbuje obserwowana twarz w skomplikowanym procesie, a nadwyżki przekształcone w fotony wysyła w jeszcze bardziej skomplikowanym procesie. Na tym etapie moja twarz jest stacją nadawczą, a moje oczy odbiornikiem.

Fotony przekazują kwantowe energetyczne informacje, które w galaktyce oka wywołują fizyczno-chemiczne reakcje, te z kolei zmieniają napięcie w membranach komórek nerwowych i jako elektryczny impuls wędrują przez różne areały kosmosu mojego mózgu, który konstruuje z tego wzór, przeliczając i interpretując niezliczone frekwencje, fale i Bóg wie, co jeszcze. Tak wygląda moja twarz w moim mózgu.

Niedająca się ogarnąć ilość transformacji, w których w ogóle twarzy nie widać. I jeżeli w końcu nagle z tego wszystkiego wyczarowuje się konkretny obraz mojej twarzy, to jest to cud najbardziej fantastyczny, akt stwórczy, o którym nauki przyrodnicze nie są w stanie powiedzieć ani słowa. A ja – i o tym powinienem zawsze pamiętać – nie jestem w stanie nic powiedzieć o źródłowej realności mojej twarzy. To, z czym mam do czynienia, to duchowy konstrukt będący w jakimś stosunku, ale w stosunku koniecznym, do oryginału. Tożsamość wprawdzie jeszcze w tym stosunku nie upada, ale trzeszczy już na poziomie ontycznym.

Obraz, obraz mojej twarzy i Twojej także, jest zatem zawsze i bez wyjątku i od samego początku reprodukcją. A później coraz bardziej reprodukcją. Ponieważ do tego duchowego konstruktu zlepionego z kwantowych drgań i impulsów dochodzi teraz żywioł świadomości: chwiejnej w zmieniających się interpretacjach, niepewnej we wnioskach, rozhuśtanej emocjonalnie i spadającej w otchłań czasu.

Patrzę na siebie od zawsze i od tego pierwszego razu w dzieciństwie, gdy zobaczyłem swoją twarz, nakładam na siebie wszystkie następne spojrzenia wraz z myślami i emocjami, które im towarzyszyły. Na swoje obrazy siebie nakładam też opinie innych na temat mojej twarzy, nakładam inne obrazy, inne twarze, inne miny, inne maski i peruki pudrowane pochlebstwami, wyszmelcowane obmową, zdrapuję liszaje po opluciach, nakładam na nie kosmetyki zakłamania, maści na blizny po rozdrapanych wyrzutach sumienia.

Cóż to za mieszanina bezkształtna i absurdalna w tyglu świadomości – tożsamość. Z jednej strony wyznaczona biegunem osobności, odgrodzenia się. Z drugiej strony zapobiegliwie budując płot, otwiera się jednocześnie na wszechświat kultury, na nieskończoność. Z jednej strony zamyka się przed natłokiem wzorów, żeby nie popaść w chorobę utraty osobowości, co jest w ostateczności dla niej śmiertelne, z drugiej strony – umrze pozbawiona społecznego żywiołu, sama z siebie się unicestwi, wyklęta na wygnanie. Latami hoduje kwiaty intymności, by je w oku mgnienia rozdeptać w orgii masowości. Koniecznie musi mieć imię własne, ale imię to ma sens tylko w zdaniu, w języku, w ogólności ludzkiej.

Przyglądanie się tożsamości to karkołomna jazda do utraty przytomności. Wojsko wyhamowuje tę jazdę. Jeśli logika porządkuje chaos zmysłowości, to regulamin i hierarchia uspokajają rozedrganą tożsamość. Nieokreśloną, zwyczajną śmierć wskutek choroby lub starości podnoszą do rangi bohaterskiego poświęcenia. Niejasny sens życia ujmują w karby zwycięskiego celu w obronie ojczyzny i narodu. Służba! Służyć to najgłębszy sens człowieczeństwa zawsze: służyć rodzinie i dzieciom, służyć pracą społeczeństwu, narodowi, kulturze, cywilizacji, ludzkości, Bogu...

To są służby najczęściej skomplikowane, w wojsku jest ona najprostsza, najłatwiejsza. Tożsamość wojskowa jest, może być wzniosła i bohaterska, a jednocześnie prosta i bezdyskusyjna jak rozkaz. Nawet mędrcy tęsknią czasami za taką! I jednocześnie przed taką wzdragają się. Mojżesz długo wymigiwał się od służby Bogu Izraela. Wymawiał się jąkaniem. Jąkając się.

Rafał Warzecha nakłada dziecinną, młodzieńczą fascynację harcerstwem, mundurem, która jest oddaniem się zabawie i przygodzie, na dorosłą, już z zarostem odpowiedzialność służby. Pozbawia to nałożenie właściwości i nakłada okulary. Może chronią żołnierskie oczy, może pomagają przyglądaniu się.

Kiedy patrzę na siebie, jestem uwiązany. Mogę patrzeć tylko na siebie patrzącego się na siebie. Nie mogę podglądać siebie niepodejrzewającego, że jestem obserwowany. No, chyba że założę specjalne okulary. Wtedy mogę zobaczyć się z zewnątrz mojej tożsamości.

Andrzej Więckowski

__________________________
foto: Stanisław Sielicki
zamieściła: Anna Szalwa

Pozostałe aktualności